Osu!
Zapewne każdy uprawiający sztuki i sporty walki (niekoniecznie karate), zastanawiał się nad prawnymi konsekwencjami użycia swoich umiejętności w samoobronie. Sztuki walki wpływają pozytywnie na wiele aspektów naszego życia, poprawiają nasze zdrowie, pozwalają odreagować stres, uczą samodyscypliny i dają nam cel do którego dążymy, przede wszystkim jednak służą walce. Każdy z ćwiczących, powtarzający w pocie czoła tysiące razy doskonale sobie znane techniki ma nadzieję, że w sytuacji realnego zagrożenia pozwolą mu one obronić siebie lub swoich bliskich przed atakiem. Gdy staniemy oko w oko z przeciwnikiem lub nawet wieloma przeciwnikami, błyskawicznie musimy ocenić nasze położenie i podjąć decyzję czy się bronić, atakować a może po prostu wycofać się korzystając z wypracowanych na treningu umiejętności sprinterskich. Zdarzają się oczywiście sytuacje gdy nie ma innego wyboru niż walka, nie zostawimy przecież bliskich nam osób na pastwę napastnikom, dlatego każdy z adeptów sztuk walki powinien mieć pewne rozeznanie na temat prawnych konsekwencji wykorzystania swoich umiejętności w obronie koniecznej. Na początku muszę niestety podkreślić, że problematyka obrony koniecznej wcale nie jest łatwa. Każdy przypadek jej użycia będzie badany i oceniany przez organy wymiaru sprawiedliwości indywidualnie. Większość osób, w tym również ćwiczący karate, swoją wiedzę na temat dopuszczalności i konsekwencji prawnych obrony koniecznej wywodzi z przekazów medialnych, zasadniczo sprowadza się ona do przykrej refleksji, że o ile uda nam się skutecznie obronić przed napastnikiem na ulicy o tyle walka z zarzutami w zakresie przekroczenia obrony koniecznej może być znacznie trudniejsza. Rzeczywistość nie jest jednak aż tak ponura, naprawdę WOLNO NAM SIĘ BRONIĆ !
Obrona konieczna polega na odpieraniu bezpośredniego, bezprawnego i rzeczywistego zamachu na jakiekolwiek dobro chronione prawem. Przez zamach należy rozumieć zachowanie się człowieka, godzące w dobro pozostające pod ochroną prawa. W prawie polskim obrona konieczna unormowana została w art. 25 Kodeksu Karnego (K.K.), w brzmieniu:
§1. Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem.
§2. W razie przekroczenia granic obrony koniecznej, w szczególności gdy sprawca zastosował sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.
§3. Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu.
Działanie w obronie koniecznej, przy spełnieniu wskazanych w
art. 25 k.k. przesłanek powoduje, iż postępowanie broniącego się, nawet jeśli
jego wynikiem będą ciężkie obrażenia czy nawet śmierć napastnika, nie jest
bezprawne. Każdy, kto działając bezprawnie decyduje się na zaatakowanie
drugiego człowieka sam wychodzi spod ochrony prawa. W teorii zapisy art. 25 są
jasne i czytelne, problemy pojawiają się jednak na etapie ich interpretacji w
ramach konkretnego przypadku. Dla adeptów sztuk walki szczególnie istotny jest
zapis § 2, dotyczący przekroczenia granic obrony koniecznej, a którego
brzmienie wskazuje, że chociaż działanie w obronie koniecznej przestępstwem nie
jest, to już przekroczenie jej granic może być
za przestępstwo uznane.
W rozmowach z kolegami z sali treningowej często przejawia
się wątek niezrozumienia przez sądy czym w istocie są sztuki walki.
Przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości osoby trenujące karate jawią się jako
klony Chucka Norrisa, których kopnięcia czynią spustoszenie porównywalne do
trąby powietrznej, przy tym bez znaczenia jest czy ktoś trenuje od 15 lat czy
15 tygodni. Takie podejście do sprawy, rzeczywiście może być bardzo krzywdzące
dla „zwycięskiej ofiary” która działając w samoobronie mocno poturbowała
napastników w wyniku czego wysnuwa się zarzut zastosowania sposobu obrony
niewspółmiernego
do niebezpieczeństwa zamachu. Powoduje to, że osoby ćwiczące w sytuacji
zagrożenia mogą mieć obawy czy i jak wolno im się bronić. Dlatego na początku
chciałbym rozprawić się
z dość powszechnym wśród trenujących sztuki i sporty walki przekonaniem, iż
przepisy prawa każą oceniać adeptów sztuk walki inaczej niż innych obywateli a
w szczególności ręce karateki czy boksera traktują jako niebezpieczne
narzędzie. Otóż brak jest w obowiązujących przepisach
prawa zapisu mówiącego, iż ręce lub nogi karateki czy też boksera lub judoki
należy traktować jako szczególnie niebezpieczne narzędzie. Oczywiście w
praktyce przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości będą oceniali dane zdarzenie
również przez pryzmat umiejętności „ofiary”. Jest to w pewnym aspekcie
uzasadnione. Wyobraźmy sobie,
iż „czarny pas” uczestniczy w kolizji drogowej której jest sprawcą. Rozjuszony
właściciel uszkodzonego pojazdu w przypływie ataku agresji (o co na drodze
nietrudno) rzuca się
z pięściami na naszego mistrza. Załóżmy, iż warunki fizyczne obu są zbliżone,
różnicę stanowią jednak właśnie umiejętności „ofiary”. W przedstawionej sytuacji
mamy wszystkie przesłanki do zaistnienia obrony koniecznej, ale nie oznacza to
przecież, że karateka powinien zmasakrować atakującego wykorzystując do tego
wszelkie znane sobie techniki.
W ewentualnym postępowaniu o przekroczenie granic obrony koniecznej sąd z
pewnością weźmie pod uwagę umiejętności „ofiary” i rozważy czy zastosowanie ich
pełnego wachlarza było konieczne. Jednak jeszcze raz podkreślam, iż nie ma przepisu
prawnego, który kwalifikuje trenujących sztuki lub sporty walki jako osoby walczące
z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
Dość często można spotkać się z opinią, iż uderzyć
napastnika wolno dopiero gdy on uderzy pierwszy. Z takim podejściem nie wolno
się zgodzić, bo po pierwsze nie wiemy jakimi umiejętnościami dysponuje
napastnik, więc może się okazać, iż po jego pierwszym uderzeniu nie będziemy
już w stanie w ogóle się bronić, po drugie prawo wcale nie zmusza nas
do biernego oczekiwania aż zostaniemy pobici.
W wyroku Sądu Najwyższego z dnia 4
lutego 2002 r., V KKN 507/99, OSNKW 2002, nr 5-6, poz. 38, czytamy: „Bezpośredniość
zamachu wchodzi w grę również wtedy gdy istnieje wysoki stopień
prawdopodobieństwa, że zagrożone atakiem dobro zostanie zaatakowane w
najbliższej chwili. Zamach taki rozpoczyna się już
w chwili, gdy zachowanie sprawcy ukierunkowane na naruszenie dobra prawnego
jest tak zaawansowane, że brak przeciwdziałania doprowadzi do istotnego
niebezpieczeństwa dla dobra prawnego.” Oznacza to, iż działanie napastnika
wyraźnie wskazujące i zmierzające
do zaatakowania nas jest dla nas wystarczającą podstawą dla podjęcia obrony
również przez uderzenie wyprzedzające zanim sami zostaniemy trafieni. I
naprawdę nie powinniśmy
się wtedy kierować maksymą „karate ni sente nashi” (chyba że chcemy zastanawiać
się w szpitalu czy autorowi naprawdę chodziło o jej dosłowne rozumienie) a
raczej słowami przysięgi Dojo OYAMA KARETE „za wyjątkiem koniecznej
obrony zagrożonego życia
lub zdrowia, nie będziemy stosować sztuki karate poza Dojo”.
Kolejnym
pokutującym w „środowisku” poglądem jest przekonanie o przymusie pełnej adekwatności
zastosowanych narzędzi obrony do narzędzi ataku, czyli jeśli przeciwnik nie ma
nic w rękach to ja również muszę walczyć gołymi rękami, nawet jeśli akurat
wracam
z treningu KOBUDO i mam pod ręką cały arsenał. Również i ten pogląd nie jest
prawdziwy. Jak wskazał Sąd Apelacyjny w Lublinie w
wyroku z 18 sierpnia 2009 r. (II AKa 99/09) „Napadnięty ma prawo do obrony skutecznej i to napastnika obciąża
ryzyko szkodliwych następstw, także gdy atakuje gołymi rękami. Nie można
zaatakowanemu stawiać wymagań
co do sposobu obrony czy doboru narzędzi, o ile mieszczą się one w granicach
konieczności. Kwestia, w jakim stopniu zamach był niebezpieczny, to problem
współmierności podjętych działań obronnych, a zatem granic obrony koniecznej, a
nie samego prawa do obrony koniecznej.”
Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie czy zamiast
się czynnie bronić nie lepiej jest
po prostu uciec. Na to pytanie każdy kto znalazł się w sytuacji zagrożenia musi
odpowiedzieć sobie sam. Czasem może to być najlepsze rozwiązanie czasem nie,
niemniej należy pamiętać że prawo nie zmusza nas do ucieczki zamiast aktywnej obrony,
zgodnie z poglądem Sądu Najwyższego wyrażonym w postanowieniu z dnia 16
listopada 2009 roku, IV KK 105/09, OSN w SK 2009, poz. 2257: „Prawo do
obrony koniecznej przysługuje zaatakowanemu zawsze i niezależnie od tego, że
np. mógł uniknąć niebezpieczeństwa związanego
z zamachem przez ucieczkę, ukrywanie się przed napastnikiem, wezwanie pomocy
osób trzecich, czy też poprzez poszukiwanie ochrony u znajdującego się w
pobliżu przedstawiciela organów porządku publicznego. Pogląd ten wynika z tego,
iż ratio legis obrony koniecznej
to nie tylko wzgląd na ochronę zaatakowanego dobra, ale także respektowanie
zasady,
iż prawo nie powinno ustępować przed bezprawiem. Osoba napadnięta ma prawo
odpierać zamach wszelkimi dostępnymi środkami, które są konieczne do zmuszenia
napastnika
do odstąpienia od kontynuowania zamachu.”
Na koniec jeszcze jedna kwestia, zrobić jeśli jesteśmy świadkami pobicia lub innego naruszenia porządku publicznego, np. dewastacji mienia. Przytoczony uprzednio art. 25 k.k. od roku 2011 został uzupełniony o zapis:
„§ 4. Osoba, która w obronie koniecznej odpiera zamach na jakiekolwiek cudze dobro chronione prawem, chroniąc bezpieczeństwo lub porządek publiczny, korzysta z ochrony prawnej przewiedzianej dla funkcjonariuszy publicznych.”
Oznacza to że
osoby które zareagują na chuligańskie wybryki lub staną w obronie innego
człowieka są traktowane przez prawo jak funkcjonariusze. Ma to odzwierciedlenie
między innymi w wysokości kary. Zgodnie z art. 222 § 1 k.k. „kto narusza nietykalność cielesną
funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej lub w związku
z pełnieniem obowiązków służbowych podlega grzywnie, karze ograniczenia
wolności albo pozbawienia wolności do lat 3”. Nie namawiam oczywiście nikogo do
podejmowania heroicznej walki z kilkoma napastnikami w obronie „zaatakowanego”
przystanku autobusowego, jednak jeśli będziemy świadkami zuchwałej kradzieży
torebki i zawahamy się jak postąpić pamiętajmy, interweniując podlegamy
ochronie przysługującej funkcjonariuszowi publicznemu.
Reasumując, nigdy nie możemy wykluczyć, iż niedoszły sprawca po skutecznie choć brutalnie odpartym przez nas ataku będzie próbował stawiać się w roli ofiary i skierować na nas odpowiedzialność karną. Jednak pamiętajmy, lepiej walczyć z zarzutami na sali sądowej niż o życie na oddziale intensywnej opieki medycznej.
Marcin Paterek
Prawnik, adept OYAMA KARATE